Zlot Moto Guzzi w Czechach maj 2009

Zlot Moto Guzzi w Czechach maj 2009

2009-04-30

Wyjazd na zlot MG Susice 30 kwietnia - 3 maja 2009

W dniach 1-3 maja 2009 odbył się XV jubileuszowy zlot Moto Guzzi w Anninie koło Susic (Sumava). W zlocie uczestniczą zwykle wszystkie czeskie kluby MG: Cesky Moto Guzzi Club, Moto Guzzi Club Bohemia, Praque Corps Moto Guzzi oraz wielu motocyklistów z całej Europy. Chcieliśmy by i MGCP zawitał do naszych południowych sąsiadów. Oto relacja z tego wyjazdu...


Tam:
Lublin, Zawiercie, Tarnowskie Góry, Pyskowice, Krapkowice, Korfantów, Nysa, Paczków, Kłodzko, Kudowa Zdrój-nocleg Nachod, Jaromer, Hradec Kralowe, Praha, Dobriś, Pribram, Strakonice, Żihowice, Susice, Annin Kasperskie Hory, Vimperk, Nova Houzna, Ceski Krumlov

Powrót:
Susice, Horazdovice, Strakonice, Nova Hospoda, Pisek,Tabor, Pelchrimov, Humpolec, Havlickov Brod, Hlinsko, Svitavy, Lanskrun, Bukovice,Sumperk, Jesenik, Głuchołazy, Prudnik, Głogówek, Krapkowice, Strzelce Opolskie, Toszek, Tworóg, Brusiek, Kalety,Wozniki, Koziegłowy, Zarki, Kroczyce, Szczekociny, Jędrzejów, Kielce, Opatów, Ożarów, Annopol, Kraśnik, Lublin

Razem: 2040 km

Koszty:
Paliwo: 475,0 PLN Micha, opł. zlotowa, noclegi i inne wydatki to ok. 250 PLN (camping 2os+namiot: około 300Kcś, wjazd na zlot: 250Kcś (100 Kcś pasażer))


Czwartek 30 kwietnia 2009:
Po kilku godzinach snu wczesna pobudka. Jeszcze rano drukuję ulotki - zaproszenia na nasz czerwcowy zlot MGCP dla kolegów z zagranicy . Szybkie śniadanko, pakuję ostatnie klamoty na motocykl i za chwilę gnam przez miasto na stację benzynową gdzie wyznaczyliśmy sobie spotkanie. Na zegarku w moim Calafiorze - 7.20! - Cholera! Chłopaki pewnie już czekają! - myślę, umówiliśmy się na 7.00. Na miejscu ze zdziwieniem stwierdzam, że jestem pierwszy. Tankuję zbiornik do pełna i zerkam na ścienny zegar jest dopiero 6.55 okazuje się, że mój motocyklowy czasomierz jest źle ustawiony. Po chwili na miejsce dojeżdża Królik Brevą i zaraz potem Jarek na V 11. W przeciwieństwie do nas, spakowanych, każdy w trzy kufry lub tyleż sakw, Rzymianin ma tylko mały plecaczek. Co prawda wiozę jego namiot który mi wczoraj podrzucił, ale i tak nie mam pojęcia jak w nim mieści śpiwór, materac, cywilne spodnie i buty oraz ciuchy na trzy dni.

Krótka narada, ustalamy trasę i ruszamy. Cel pierwszego etapu podróży to Kudowa Zdrój gdzie mamy zaplanowane spotkanie całej grupy i nocleg. Pogoda wymarzona do jazdy, nie ma dużego ruchu więc sprawnie połykamy kilometry. Pierwsze tankowanie za Kielcami. Korzystając z przerwy na kawę w Podlesiach dzwonimy do kolegów. Poza naszą trójką z Lublina jedzie jeszcze Paweł z Golubia, Tadek z Dorotką z miasta Kraka, Prosto do Susic ma dolecieć Henio ze Śląska oraz z samego krańca Polski koledzy z Bogatyni. Ekipa na wyjazd troszkę się rozpadła, z wyjazdu zrezygnował: Marek i Sawik ale mamy info, że dołączy do nas Czarek z synem.

SMS od Pawła- pomyka swoim rumakiem na południe- jest gdzieś za Inowrocławiem. Tadzio z Dorotką wystartują z Krakowa dopiero po pracy ok. 15.30. Gdzieś w okolicach Korfantowa pogoda się psuje. Przeczekujemy krótki deszczyk pod jakimś sklepem, ale nawet nie ubieramy deszczówek i ruszamy dalej. Mamy fart, że jedziemy za uciekającą przed nami burzą. Musiała to być niezła nawałnica gdyż na drodze trafiają się nawet połamane gałęzie. Gdy wjeżdżamy do Kotliny Kłodzkiej czarne chmury uciekają gdzieś na zachód i robi się dosyć zimno. Za Kłodzkiem tankujemy i spotykamy się z naszym przyjacielem z Golubia. Krótki postój jest okazją do wymiany wrażeń. Los Pavlos miał mniej szczęścia i od dłuższego czasu jechał w deszczu. Podziwiamy jego cali-V11- troszkę "dopieszczona" od poprzedniego zlotu!

Po chwili w drogę. Gładkie, ładne asfalty zachęcają do odkręcania, więc szybko docieramy do przytulnej kwaterki w Kudowie. Motocykle są strasznie ubłocone, co oczywiście nie daje spokoju Pawłowi i Jarkowi więc po chwili dzięki uprzejmości gospodarza urządzamy Wielkie Mycie Maszyn. Kiedy kończymy pojawiają się nasi przyjaciele z Krakowa, witamy się serdecznie i oglądamy ich nowe ( czerwone oczywiście!) Stelvio. Jest już trochę późno na zwiedzanie uzdrowiska więc wcześniej nieco zasiadamy do wieczornej biesiady. Brakuje tylko Czarka który późno wyjechał z Warszawy. Trochę się niepokoimy, że powinien już dotrzeć, ale ok. 21.30 dowiadujemy się, że chłopaki złapali kapcia i właśnie walczą z naprawianiem opony. Dotrą więc dopiero późną nocą...


Piątek 1 maja 2009:
Kolejny dzień wita nas całkiem przyzwoitą pogodą, wbrew krakaniu Tadka, że nasze wieczorne pucowanie motocykli ściągnie deszcz. Szybciutkie tankowanie rumaków, i w drogę. Już po chwili jesteśmy w Czechach i przez Jaromer i Hradec Kralowe kierujemy się na stolicę. Dojazd do Pragi upływa spokojnie i nie zajmuje wiele czasu, większa część trasy wiedzie autostradą, gdzie nie odmawiamy sobie sprawdzenia osiągów naszych guciorków.

W Pradze parkujemy motocykle przy samym Moście Karola. Niestety majowy weekend sprawił, że jest dzisiaj wyjątkowo dużo turystów i samo przejście mostem na drugi brzeg Wełtawy zajęłoby chyba z dwie godziny. Rezygnujemy więc z tego przedsięwzięcia i udajemy się w kierunku rynku zwiedzając przepiękne uliczki praskiej starówki.

Na rynku chwilę podziwiamy słynny zegar astronomiczny - XV wieczny Orloj i zasiadamy w jednej z licznych restauracji na obiadek. Potem dalej snujemy się po staromiejskich uliczkach i nad Wełtawą. Podziwiamy piękne kamieniczki a także zabytkowe samochody. Jeździ tego sporo wożąc po starówce turystów. Głównie są to stare Skody i Pragi ale trafiają się takie perełki starej motoryzacji jak velorex czy chevi impala.. Żal nam opuszczać to piękne miasto ale czas ruszać w drogę.

Jest już około 15 gdy przebijamy się zatłoczonymi arteriami na południe. Szybko i sprawnie połykamy kolejne kilometry, jest ciepło i słonecznie. Niestety za Strakonicami żegnamy się z piękną pogodą i wpadamy w strefę opadów ( tu chyba Teda krakanie się sprawdziło!) . Czarek obejmuje prowadzenie. Liczymy, że jego Stelvio wyposażony w GPS poprowadzi nas najkrótszą drogą do celu. Tak zapewne jest, ale nie zawsze najkrótsza droga okazuje się najszybszą. Dłuższy czas, w strugach ulewnego deszczu, śmigamy po malowniczych wprawdzie, ale wąskich i na pół szutrowych drogach. Uznaję, że lepiej wrócić na bite trakty. Wysuwam się na czoło i wyprowadzam całą grupkę, na znaną mi z poprzednich wyjazdów drogę.

Na miejsce przybywamy w dobrych humorach, ale leje już na całego, więc chronimy się pod dachem recepcji i pod barowymi parasolami. Śmiejemy się wszyscy, że nawigacja w Stelvio, jak przystało na duże turystyczne enduro programowo preferuje hardcorowe drogi! Leje konkretnie i mamy poważne obawy jak w takich warunkach rozbić namioty. Za chwilę jednak przyjazd kolejnych motocykli z Polski odwraca naszą uwagę od tego problemu. Chłopaki sprawili nam miłą niespodziankę! Zjawiła się cała śląska ekipa. Jest więc Jakub, Henio i Jasiek z żonami. Witamy się serdecznie i udajemy się do baru odsapnąć i wymienić się wrażeniami z dzisiejszej jazdy. W tak zwanym międzyczasie przestaje padać i możemy rozstawić wreszcie nasze wigwamy. Kręcąc się po campie w poszukiwaniu dogodnej miejscówki pod namioty, spotykamy ekipę chłopaków z Bogatyni. Wspaniale, że też przyjechali! Oczywiście rozbijamy się obok, powstaje wstaje więc, całkiem niemałe "miasteczko", przyozdobione dumnie flagami MGCP oraz Moto Guzzi. Mimo, że wszyscy są trochę mokrzy i zmęczeni nie myślimy wcale o ciepłych śpiworkach. Do późna oglądamy zgromadzone motocykle, poznajemy nowych przyjaciół i snujemy plany na jutro. Wieczór szybko mija na biesiadach przy muzyce i nieustających motocyklowych rozmowach.


Sobota 2 maja 2009:
Znów kolejny dzień wita nas piękną słoneczną pogodą. Tradycyjnie jak co roku na zlocie uczestnicy zbierają się na rynku w pobliskich Susicach, gdzie odbywa się festyn, a uczestnicy zlotu mogą zaprezentować swoje motocykle szerszej publiczności. Jedną z atrakcji są pokazy światowych mistrzów piły i siekiery ( po naszemu drwali!). Nasze plany są jednak inne. Pasmo górskie Szumawa pod względem krajobrazowym przypomina nasze Bieszczady. Powstał tu w 1991 największy w Czechach Szumawski Park Narodowy, który wraz z leżącym po niemieckiej stronie Nationalpark Bayerischer Wald stanowią jeden z największych w Europie Środkowej terenów leśnych. Lasy głównie bukowo jodłowe i świerkowe zajmują 95 % powierzchni. Tereny te jak i całe południowe Czechy oferują wiele ciekawych miejsc do zwiedzenia jak i pięknych dróg do polatania motocyklem. Postanawiamy więc, że nie będziemy tracić czasu na oglądanie zlotowych atrakcji lecz spędzimy ten dzień w siodłach.

Niestety cała nasza wygłodniała ekipa, mimo wcześniejszych ustaleń, rozpełzła się gdzieś po knajpkach. Razem z Jarkiem kręcimy się trochę po rynku oglądając zgromadzone licznie motocykle. Spotykamy prezesa MG club Manderlo del Lario, zamieniamy z nim parę słów i zapraszamy włoskich kolegów na nasz zlot do Polski. Wreszcie jakoś zbieramy do kupy naszą grupę i w drogę.

Pierwszym naszym celem są Kasperskie Hory i mieszczące się w tam Muzeum Motocykli. Zajeżdżamy na typowy brukowany rynek. Prawie pusty i senny. Muzeum mieści się na poddaszu niewielkiej, piętrowej kamieniczki. Okazuje się, że w tym niepozornym budyneczku, znajduje się jeszcze Szumawskie Muzeum Piwowarstwa i Czeskie Muzeum Zabawek. Z braku czasu bez wahania wybieramy do zwiedzamy to z zabawkami dla dużych chłopców. A jest co oglądać: Indian Scout, Zundapp KS 800, BMW R 12, Victoria czy BSA, to modele motocykli które łatwo jeszcze spotkać na imprezach weterańskich w Polsce ale prawdziwe perełki to przedwojenne CZ, różne modele Jawy w tym 500 OHV z wałkiem królewskim i trzyosobowy Bohmerland. Chciało by się godzinami oglądać... Pełni motoryzacyjnych wrażeń, po spóźnionym śniadaniu w przytulnej pizzerii ruszamy dalej na południe. Jedziemy przez Vimperk, Volary do Czeskiego Krumlova. Szkoda, że mamy mało czasu po drodze warto by zwiedzić parę zamków, czy zabytkowy Kanał Szwarcenberski z przełomu XVIII XIX wieku. Kanał służył do spławiania drewna z Szumawy do Dunaju. Liczy on 40 km, a jeden z jego odcinków przebiegał 430 metrowym tunelem, pierwszym w Europie. Jedziemy malowniczą drogą wzdłuż brzegów Jeziora Lipno. Jest to największy zbiornik wodny w Czechach. Powstał w latach 50-siątych po wybudowaniu zapory na Wełtawie i jest popularnym miejscem wypoczynku i sportów wodnych.

Docieramy do naszego celu podróży. W pobliżu centrum prawie wszędzie zakaz parkowania, jednak dość szybko znajdujemy wygodny parking z zamykaną bramą i co ważne za rozsądną kasę. Zostawiamy stadko naszych MG i ruszamy na zwiedzanie.

Czeski Krumlov jest położony wprost niesamowicie. Miasteczko leży w zakolu Wełtawy wrzynającej się tutaj głęboko w skalne podłoże, tworząc wysokie skaliste skarpy. Na jednej z nich rozrósł się zamek, drugi co do wielkości w Czechach, którego historia sięga XIII w. Jest to naprawdę potężna budowla. Posiada pięć oryginalnych dziedzińców, każdy wybudowany w innym stylu. Nad zamkiem góruje renesansowa wieża 72 metrowej wysokości. Jednym z wyjątkowych elementów architektonicznych zamku jest tak zwany most płaszczowy stanowiący przejście z zamku do teatru zamkowego. Roztacza się stąd piękna panorama miasteczka. Poza walorami estetycznymi jest on cudem XVIII w techniki, gdyż powstał jako jeden z pierwszych mostów kilkukondygnacyjnych. Przez parę godzin snujemy się po malowniczych miejskich uliczkach i zakamarkach. W staromiejskim Ratuszu zaprasza obecnie Muzeum Tortur. Zabytkowe wnętrza innych śródmiejskich kamieniczek mieszczą również Muzeum Figur Woskowych, Muzeum Regionalne, Muzeum Bajek i Muzeum Marionetek. Niestety zwiedzenie wszystkich tych atrakcji wymagało by kilkudniowego pobytu. Co krok kuszą galerie sztuki, sklepiki i urocze knajpki. Przez chwilę podziwiamy ewolucje i bardzo widowiskowe wyczyny kajakarzy górskich, trenujących na kamiennym progu u stóp krumlovskiego zamku. Wreszcie zmęczeni postanawiamy zasiąść na jakiś posiłek, wybieramy restaurację położoną w starym młynie. Okazuje się że w obiekcie mieści się również mini muzeum motocykli i innych zabytków techniki. Można tu podziwiać miedzy innymi młyńskie koła napędzające zabytkowy generator, ale także przedwojenny samochód Praga, różne motocykle i inne ciekawostki.. Niestety ekspozycja jest dziś nieczynna.

Dopiero przy stole czekając na zamówione przysmaki, uświadamiamy sobie, że atmosfera tego malowniczego miasteczka, wchłonęła nas na tyle, iż straciliśmy poczucie czasu. Dawno już powinniśmy wracać.

Jazda powrotna to sama frajda, piękna pogoda, dobre asfalty i kręte górskie drogi. Trochę przeszkadza, że większość czasu pomykamy wprost w kierunku zachodzącego słońca. Chwilami słońce odbijające się od błyszczącego asfaltu całkiem oślepia. Wokół pachnące lasy, w uszach narastający pomruk V2 wchodzącego na obroty przy wyjściu z kolejnego winkla... przekładam mojego Calafiora z jednego zakrętu w drugi wpadając w ten magiczny rytm... droga wznosi się lekko to znów opada. W pewnym momencie uświadamiam sobie, że dawno już przejechałem zjazd na nasz camping. Zawracam na najbliższej krzyżówce i widzę nadlatujące motocykle moich kolegów - nie tylko ja dałem się ponieść chęci by ta jazda nigdy się nie skończyła-myślę! Zawracamy!

Na teren zlotu przybywamy po dziewiętnastej. Minęło nas parę atrakcji zlotowych, w tym loteria, w której główną nagrodą była pilarka stihl, ale nikt chyba nie żałował wspaniałej wycieczki. Kolejny wieczór upływa na zlotowych biesiadach przy rockowej muzyce na żywo i rozmowach przy ognisku. Jutro niestety czeka nas powrotna droga do domu.


Niedziela 3 maja 2009:
Zrywamy się z Królikiem przed szóstą rano. Cały kemping jeszcze śpi. Chłopaki ze Śląska mają trochę bliżej, a reszta ekipy planuje powrót z noclegiem w Szklarskiej Porębie, mogą więc sobie pozwolić na dłuższe spanie. My razem z Krzyśkiem planujemy przeskoczyć jednym rzutem do Lublina. Zwijamy namiot, objuczamy nasze stalowe rumaki, ścieramy poranną rosę z foteli i start, mamy w końcu do przejechania prawie 900 km. Jest słonecznie, puste drogi, rześkie powietrze więc z radością łykamy kilometry mając dużą frajdę z jazdy. Jest jednak dosyć zimno, już po jakiejś pół godziny odczuwam, że jadąc dalej wychłodzę się, nim słońce zacznie mocniej operować. Stajemy więc i ubieramy wszystko co mamy. Cieszę się teraz, że pakując się na wyjazd nie zrezygnowałem z ciepłej podpinki.

Drogę powrotną zaplanowaliśmy bocznymi drogami . Unikamy autostrad i dróg szybkiego ruchu. Kierujemy się przez Pisek, Tabor, Pelchrimov, Svitavy i Jesenik na Głuchołazy. Jest niedziela i ruch na drogach jest niewielki. Stajemy tylko na tankowanie i kawę. Czeskie asfalty równe więc tempo podróży jest całkiem przyzwoite. Dopiero przed granicą mamy duży ruch i gęsto teren zabudowany trochę się więc wleczemy. Za Sumperkiem zaliczamy wspaniały przejazd przez Czarnogórską Przełęcz. Malownicze agrafki i jakość asfaltu jak w Alpach. Duża frajda! Nie tylko my to doceniamy, bo w obie strony śmigają stada motocykli z tablicami z obu stron granicy.

Jeszcze trochę i jesteśmy w Głuchołazach. Zjeżdżamy na stację benzynową. Kawa, pełen zbiornik, a i my wrzucamy w siebie po dwa hot dogi i w siodła. Dalej jedziemy bocznymi drogami, co okazuje się dobrym wyborem. Kiedy docieramy do krajowej 7 trafiamy na kilkunastokilometrowe korki. Tak wyglądają powroty z weekendu majowego! Tylko dzięki temu, że jedziemy motocyklami poruszamy się ok. 30 km/h., jadąc ostrożnie między autami. Samochody prawie stoją. Około 17.oo, gdzieś przed Kielcami postanawiamy trochę przeczekać i stajemy na dłuższy popas. Wreszcie jakiś konkretny obiadek. Za nami ponad siedemset km i prawie 10 godzin jazdy. Dzwonię do Jarka. Z całą resztą grupy są już od dłuższego czasu w Szklarskiej, znaleźli jakiś nocleg i regenerują siły przy zimnym piwku. Szczęściarze! My z Krzyśkiem zbieramy się do dalszej drogi... Sądziłem, że te ostatnie 190 km przeskoczymy w 2,5 - 3 godziny, ale rzeczywistość to szybko weryfikuje. Ruch jest bardzo duży, zachodzi słońce i znacznie się oziębia, wyłazi zmęczenie kilka razy stajemy by odziać coś cieplejszego. Robi się ciemno, w Królika Brevie przepala się żarówka... docieramy do domu dopiero ok. 22.30 czyli po kolejnych 5 godzinach jazdy. Mimo zmęczenia odczuwamy radość z całodziennej jazdy i szczęśliwego powrotu z kolejnej "z dalekich wypraw..." Gdzie następna...???

jkstanley