V spotkanie kajakowe U Chmiela 18 sierpnia 2012

V spotkanie kajakowe U Chmiela 18 sierpnia 2012

2012-08-18

WARTA 2012, czyli Wanda i Arek Robią Totalny (na A nie znalazłem pomysłu), ale kto był to wie, że jak zwykle było czarodziejsko.

W piątkowe popołudnie drogi wokół Rychwału koło Konina zatętniły miłymi naszym sercom dźwiękami. Powoli zaczęli się zjeżdżać wszyscy zwabieni gościnnością Wandy i Arka i ich pomysłami na zapewnienie zwabionym wybornej zabawy przez dwa dni. W sobotni poranek kiedy przygotowywaliśmy kajaki do drogi okazało się, że jest nas ponad 40 osób; były reprezentowane prawie wszystkie klubowe chaptery, dopisały latorośle i dorastające już panny, sporą grupę stanowili przyjaciele naszych przyjaciół. Jakże różne, ale dobrze razem bawiące się towarzystwo. Jak co roku nasi gospodarze stanęli na wysokości zadania: było fajne miejsce na nocleg, doskonała kuchnia i pełna troski obsługa, profesjonalnie przygotowany sprzęt pływający, czyli zaopatrzenie i logistyka "palce lizać".

A pokrótce wyglądało to tak, że po sobotnim obfitym śniadaniu pojechaliśmy sobie motocyklami nad Wartę. Po przebraniu się w stroje plażowo-kąpielowe i zwodowaniu kajaków, mieliśmy przed sobą 19km dystansu do przepłynięcia. Poszło nam całkiem zgrabnie i po 3 godzinach z ogonkiem wylądowaliśmy cali i zdrowi w marinie w miejscowości nomen omen Ląd. Kajaki załadowały się na przyczepkę i lokalnym PKS-em zostaliśmy zawiezieni do naszych motocykli, gdzie czekała już na nas Wanda z kotłem doskonałej grochówki; było prawie jak na "Misiu": Kucharz! Szerokim gestem, szerokim gestem! Więcej, więcej pary ??! I wyciągasz parówki! Parówki wyciągasz! Parówki!

Zniknięcie tych parówek spowodowało niemały zamęt. To fakt... Był to jednak zamęt grubymi nićmi szyty i wiemy, lep jakiej propagandy kryje się za tymi nićmi...

No, więc po posiłku, który przyjęliśmy z wdzięcznością, bo jak mówią "woda wyciąga", niespiesznie i w małych grupach wróciliśmy na kwaterę. Prysznic , zimny Radler lub kto co tam miał mokrego, umiliły nam oczekiwanie na atrakcje wieczoru. Swoją obecnością zaszczycił nas burmistrz, który uroczyście nas powitał i w prezencie przekazał smakowite jak się miało za jakiś czas okazać ciasta. Był występ duetu gitarowo-smyczkowego z repertuarem Cohena, Armstronga, rosyjskich bardów i paru innych twórców, których nie rozpoznałem. Była wreszcie fajna zabawa, bez zadęcia, ekscesów, nadmiaru itd.

Niedzielny poranek przynosi jak zwykle czas pożegnań. Ale żeby nie było zbyt brutalnie to nie zrywamy się bladym świtem tylko spokojnie i po chrześcijańsku koło 9 siadamy do śniadania, później odprawiona przez ks. Jerzego msza święta, jeszcze trochę rozmów i kolejna kawa pod czereśnią?

A Arek na koniec trochę nas pokokietował, bo nie wie czy było nam fajnie no i w związku z tym czy za rok ma znów coś organizować. Organizujcie zatem kolego, organizujcie, przyłóżcie się, a my wpadniemy, ocenimy, wypowiemy się?

mada