SUPER-VETERAN Lublin 19.05.2012

SUPER-VETERAN Lublin 19.05.2012

2012-05-19


Będąc miłośnikiem zabytkowej motoryzacji postanowiłem zobaczyć imprezę, organizowaną przez Lubelską Grupę Weterańską Partyzant.

Wobec planowanego zamknięcia Toru Lublin musiałem się spieszyć i już w lutym b.r. ogłosiłem na naszym forum zaproszenie do wspólnego wyjazdu. Od razu pojawiła się odpowiedź Jarka z informacją o spotkaniu Guzzisti Lublin, na które z powyższej okazji zaprasza. Trzy miesiące minęły błyskawicznie i w piątek 18 maja, zamiast do pracy udaliśmy się z przyjacielem Robertem, w dwa Guciory na wschodnie rubieże naszego kraju.
Pokonaliśmy 520 km we wspaniałym stylu, tylko Radomia nie udało się ominąć. A tamtejsze ronda wyjazdowe niezwykle skutecznie opóźniły nasz przejazd. Wieczorem zalogowaliśmy się w gościńcu Horyzont 15 km od Lublina, gdzie czekała już delegacja warszawska, w postaci Jacka na klasycznej Cali i klasycznego Piotra na postaci Boneville?a. Nim zdążyliśmy się nagadać, zajechały z fasonem dwa auta z naszymi gospodarzami, którzy porwali nas na lubelskie stare miasto, na spotkanie z resztą kompanii.
Przyznać muszę, że w Lublinie bywałem średnio co kilka lat i za każdym razem odkrywam jego urok na nowo. Tak było i tym razem. Zauroczyła mnie starówka nocą, tętniąca życiem towarzyskim w knajpkach. Miło czas spędziliśmy dwa piętra nad kadziami fermentującego piwa, w lokalu nad czynnym, niewielkim browarem. A degustacji nie było końca, zwłaszcza jak Jarek z Piotrkiem odstawili bryki .Dodam ,że kufle były litrowe! Niestety każdy lokal kiedyś musi być zamykany.

Nazajutrz w pensjonacie Horyzont obudził nas zapach kiełbaski śniadaniowej, jako że spaliśmy na piętrze nad kuchnią. Bez problemu zaspokoiliśmy głód wywołany ostatnią degustacją, po czym ruszyliśmy na Lublin ?by day?.

Tor w Lublinie miał bardzo przyjazną lokalizację na obrzeżach miasta. Położony w ziemnej niecce, stanowiącej rodzaj naturalnych trybun. Wokół pełno było motocykli różnej maści, wiozących widzów tej niecodziennej imprezy. Wśród nich spotkaliśmy ciąg dalszy delegacji warszawskiej w postaci Jacka i Ryśka. W bezpośredniej bliskości toru, na odgrodzonym miejscu, znajdowało się kilkadziesiąt wspaniałych zabytków. Duża ich część startowała w wyścigach, w różnych klasach i konkurencjach. Naprawdę, dużą przyjemnością było oglądanie tych maszyn, w ruchu na torze, na którym można sobie pozwolić na więcej niż na publicznej drodze. Zwłaszcza, że objęliśmy w posiadanie żółty namiot z napisem Dunlop i jako nieliczni dysponowaliśmy własnym cieniem w ten piękny i słoneczny dzień. I tylko żal d?ę ściska, że od 1.01.2013 na tym miejscu wyrosną kolejne blokowiska.

Po zakończeniu widowiska dziarsko ruszyliśmy prowadzeni przez V11, w kierunku Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, gdzie nad jeziorem Łukcze czekały na nas domki i kulinarne rarytasy. Ośrodek przed sezonem nie dysponował czynną kuchnią, ale za to Guzzisti Lublin dysponowali Miśkiem. Ech! Tego nie da się opowiedzieć. Tego trzeba posmakować. Taki skarb kulinarny i do tego jeździ klasycznym Gutkiem. Koledzy z Lubelskiego skrzydła to mają dobrze. Nadmienię tylko, że w niedzielny poranek obudził mnie aromat gotowanego od 6 rano wędzonego boczuśsia, który potem stał się barszczusiem. Mistrzostwo świata! Śniadanie na łonie przyrody, w tak wspaniałym towarzystwie chciałoby się przeciągać w nieskończoność. Lecz proza życia, czyli kilometry do domu czekają. Na szczęście przedpołudniowe drogi Lubelszczyzny świecą pustkami, a Wawkę przelecieliśmy jak nigdy, prawie całą zieloną falą. Nawet drobny, banalny incydent z układem paliwowym Cali kolegi Roberta nie zepsuł nam super-wrażeń z wyjazdu na Super-Veteran-Lublin.

Mam nadzieję, że impreza w kolejnych latach odrodzi się w innym miejscu i tradycji naszych spotkań z tej okazji będzie ciąg dalszy.

 

Andrzej.