Rajd wielkanocny 2008

Rajd wielkanocny 2008

2008-04-05

I tym razem telewizyjnym szamanom nie udało się trafić z pogodą. Przepiękny w swojej intensywności wschód słońca tylko przez chwilę dał nadzieję na  bezchmurne niebo. Koło 8.00 było już tak, jak przez resztę dnia. Ale lekko jeszcze wtedy siąpiący deszczyk nie może być przecież przeszkodą w pierwszym w tym roku wspólnym wyjeździe. Bądź co bądź to przecież otwarcie sezonu Moto Guzzi Club Poland. Pomni na wygłoszone przez Prezesa na ostatnim wtorkowym spotkaniu i poparte później na forum: ?ruszamy punktualnie o 10:00 i ani minuty później?, stawiamy się na Kaczeńca  sporo przed wyznaczonym deadline?em. Stawia się oczywiście tylko kilku. Ktoś zapomniał, że przed zimą nie zatankował, ktoś inny, że chyba warto wziąć jakiś ortalion...


Ostatecznie ruszamy o 10:45. Zaczynamy swoje Drang nach Osten anno Domini 2008 i przez Wesołą i Stanisławów powolutku, czyli lekko ponad ?stówkę na ha? pomykamy w kierunku Węgrowa. Gdyby nie jakość nawierzchni, panowie w kapeluszach za sterami Polonezów i wszechobecna szarość wokół można by napisać, że malowniczo wijąca się wśród iglastych lasów Mazowsza droga prowadzi nas na wschód... Naszym celem jest Liw, urocza osada nad rzeką Liwiec i ruiny średniowiecznego zameczku. 500 lat temu była tu granica pomiędzy Koroną a Litwą, a dzielna załoga zamku pewnie broniła tych ziem przed najazdami Jaćwingów. Tu, przynajmniej dla mnie, zaczyna się kraina magiczna.  Niecałe 70 km od prawie 2-milionowego miasta stoją drewniane chałupy, latem na nadrzecznych łąkach pasie się bydło, a ludzie ciągle jeszcze się nie spieszą. Jadąc kawałek dalej przez Węgrów i Sokołów Podlaski zbliżymy się do Bugu, zachodniej granicy Podlasia. A za nim jeszcze więcej magii. Piękne lasy, morenowe wzgórza, rozrzucone wśród pól wioski, małe cerkiewki i ludzie, którzy spieszą się jeszcze mniej. Ale to może pomysł na nasz kolejny wyjazd...


Zostajemy w Liwie. Panie kustoszki muzeum wyglądają na lekko przestraszone widokiem 8 facetów na motocyklach, którzy z nieznanego im powodu chcą właśnie dzisiaj zagłębić się w kawałek historii Rzeczypospolitej. Nie wyglądamy na krwiożerczych Jaćwingów, więc w spokoju zwiedzamy sobie muzeum, w którym udokumentowane są dzieje okolicy poczynając od lokacji osady w XV w, poprzez marsz Grande Armée Wielkiego Cesarza Francuzów, powstania narodowe w XIX w. i ostatnią wojnę. Niby nic wielkiego, jedno z wielu małych muzeów z jeszcze mniejszym budżetem, ale to przecież 500 lat naszej historii.


Po części edukacyjnej postanawiamy na moment przypomnieć lokalnym mieszkańcom dawne, dobre czasy napadów, gwałtów i rabunku; 2-osobowa drużyna robi skok na lokalny GS ( dla niewtajemniczonych GS, czyli Gminna Spółdzielnia to taka Biedronka albo inny Polo Market z lat minionych). Łup to kilka kilogramów kiełbasy, kilkanaście bułek, butelka Coca-Coli (jeszcze przed bojkotem), parę flaszek Ice Tea i wody mineralnej. Gwałcić nie było ochoty..


No i na podzamczu organizujemy sobie regularny picnic. Ognisko się pali, tłuszcz skwierczy, komuś jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, kiełbasa wpada w piach... A dla patrzących z boku, których nota bene jest sporo, bo jak widać miejsce cieszy się popularnością, widok faceta w czarnej skórze i z kaskiem na głowie smażącego sobie kiełbaskę nad ogniem, musi być co najmniej intrygujący. 

Niebo mówi, że pora się zbierać. Coraz więcej deszczowych chmur nad nami. Ale przecież nie zwiniemy się tak od razu. Jedziemy na Sowią Górę, wysokie morenowe wzgórze górujące nad okolicą, z którego szczytu roztacza się przepiękny widok na meandrujący w dole Liwiec. Co z tego, że mży i szaro wokół. Dobrze się bawimy. Przed odpaleniem maszyn trwają gorące przygotowania przed testem kamery pokładowej, która umocowana na kierownicy Hondy ma wkrótce udokumentować wakacyjny wyjazd kilku z naszych przyjaciół na Bałkany. No i pora wracać. Przez Grębków dojeżdżamy do szosy Warszawa-Terespol. Krótka przerwa w jeździe na przysłowiowym CPN-ie; dziękujemy sobie za czas razem spędzony, żegnamy i każdy swoim tempem rusza przez Kałuszyn i Mińsk Mazowiecki  w kierunku Warszawy. A deszcz pada coraz intensywniej...