III Memoriał im. Krzysztofa Wydrzyckiego 23 lipca 2011

III Memoriał im. Krzysztofa Wydrzyckiego 23 lipca 2011

2011-07-23

Jest 23 lipca 2011 roku. Budzę się rano i pierwsze spojrzenie na niebo, W myślach powtarzam pytanie: Czy pogoda będzie dla nas dzisiaj łaskawa? Niestety nie wygląda najlepiej, jakby zaraz miało padać.

Minął rok od spotkania poświęconemu pamięci Krzyska Wydrzyckiego. Dzisiaj spotykamy się po raz trzeci. Umówiliśmy się przed Kosciołem Matki Bożej Królowej Polski w Aninie około 10 godziny. Mamy godzinę, aby przygotować się do uroczystości. Przyjeżdzam na miejsce zbiórki kilkanaście minut po dziesiątej. Ustawiam swój motocykl jako szósty. Mijają minuty i pojawiają się kolejne osoby. Ruszają przygotowania trzeba powiesić baner oraz ustawić ołtarz. W tym roku wybór pada na dwa czarne Norge. Transportujemy maszyny ks. Marka i Pawła po schodach kościoła. Po chwili ołtarz przy wejściu głównym do kościoła jest gotów. Pogoda też jakby nam sprzyjała, zrobiło się jaśniej więc chyba dzisiaj deszcz nas nie zmoczy. Uroczystośc zaczyna się zgodnie z planem. Frekwencja podobnie jak w zeszłym roku nie powala z nóg. Na miejscu są głównie klubowicze, ale jest parę zaprzyjażnionych osób oraz kilku mieszkańców tutejszej parafii.

Mszę odprawia ks. Marek i ks. Jerzy. Na nich zawsze można liczyć. Na dziedzińcu kościoła stanęło w tym roku 20 motocykli, a wliczając konstrukcję ołtarza maszyn jest 22. Wspominając to co napisał Lech Potyński po I-szym Memoriale odnoszę wrażenie, że pamięć po tych co odchodzą od nas nie trwa wiecznie. Szkoda bo zamysłem tego Memoriału miały być spotykania w gronie przyjacół nie tylko z klubu Moto Guzzi Club Poland, ale również innych osób, które znały Krzysztofa.

Po mszy udajemy się na cmentarz w parafii św. Katarzyny, gdzie składamy wieniec oraz zapalamy lampki. Chwila zadumy, wspólna modlitwa oraz wspomnienie Krzysztofa. Szkoda, że jest nas tylko garstka. Można mieć tylko nadzieję, że ktoś czytając nasze relacje obudzi się i w przyszłym roku dołączy do kolejnego spotkania.

Po zakończeniu nazwijmy to oficjalnej części Memoriału grupa uczestników dzieli się na dwie mniejsze. Jedni udają się na przejaźdzkę w kierunku Góry Kalwarii, a drudzy do kórych należę spotykają się u Jacka na kawie i czymś słodkim.

Mam nadzieję, że Krzysztof patrząc na nas z góry uśmiechał się, bo potrafimy zebrać się a w przypadku niektórych osób wiązało się to z pokonaniem nie małej ilości kilometrów, aby uczcić w gronie rodzinnym MGCP jego pamięć.

Do zobaczenia za rok.

Jurek Drożdżewski