Tradycji stało się zadość- sierpień 2009

Tradycji stało się zadość- sierpień 2009

2009-08-10

Tradycji stało się zadość ...

Jeżeli dwa razy pod rząd to już tradycja, to takim właśnie mianem należy określać organizowane przez Arka letnie spotkania Guzzistów. Tym razem zostaliśmy zaproszeni na Ziemię Konińską, a kwatera główna znajdowała się w niewielkiej wsi Wąsosze. Przygarnął nas Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli; miejsce skromne, ale miłe i położone w uroczym starym parku nad brzegiem jeziora. Uśmiechnięci i uczynni pracownicy dawali gwarancję spokojnego pobytu. Piątek to tradycyjny czas dojazdów. Pierwsi (oczywiście poza organizatorem) w osobach Sawika i Madeja pojawili się już w okolicy wczesnym popołudniem i od razu udali się na poszukiwanie infrastruktury gastronomicznej. Podobno świeżonka była "palce lizać". Koło 20 byliśmy już prawie wszyscy i we wspaniałych nastrojach zasiedliśmy do kolacji. "Prawie" oznaczało, że Tomkowi na autostradzie zabrakło benzyny i jako jedyny nie dojechał na czas. Po brawurowej akcji ratunkowej dotarł jed-nak do nas gdzieś tam późno w nocy. Ponieważ nie poszliśmy wcześnie spać, miał jeszcze okazję opowiedzieć nam to zdarzenie. Tak jak każde nasze spotkanie również i to miało mieć wątek edukacyjny. Arek z wprawą starego przewodnika opracował trasę, która nie będąc uciążliwą i długą, dawała nam możliwość zobaczenia interesujących miejsc w okolicy.

Po sytym śniadaniu dzień rozpoczynamy kilkunastokilometrową trasą do Bieniszewa. Mieści się w nim drugi (po krakowskich Bielanach) erem kamedulski w Polsce. Świątynia została wybudowana w latach 1747-81. Po kasacie zakonu w roku 1819 aż do zakończenia I wojny światowej klasztor był nieużywany. Kameduli powrócili do niego w roku 1937, ale w czasie II wojny musieli go opuścić. Po zakończeniu działań wojennych ponownie udało im się powrócić. Klasztor jest zbudowany w stylu późnego baroku, jego wnętrze jest wyposażone dość surowo - większość oryginalnych sprzętów została zniszczona. Cennymi zabytkami są freski pochodzące z okresu budowy klasztoru. W kościele znajdują się relikwie Pięciu Braci Męczenników zwanych również Pierwszymi Męczennikami Polski.

Kolejnym etapem naszego sobotniego podróżowania był Konin. Południowa kawa na uśpionym sierpniowym upałem rynku była miłym przerywnikiem naszego turystycznego dnia. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie przed kamiennym słupem milowym ustawionym w 1151 roku w połowie drogi z Kruszwicy do Kalisza i uznawanym za najstarszy znak drogowy w Polsce i ruszamy dalej. Trochę zamieszania sprawia, że grupa się pogubiła; większość zdążyła za Arkiem, 3 motocykle muszą sobie jednak radzić same. Znając plany na dalszą część dnia jedziemy do Ślesina. Tam dzięki uprzejmości i hojności burmistrza p. Jana Niedźwiedzińskiego ma czekać na nas statek wycieczkowy, którego załoga zabierze nas na godzinną przejażdżkę po okolicznych jeziorach. Aby dojechać na przystań trzeba przejechać pod klasycystycznym Łukiem Triumfalnym postawionym tu na cześć Cesarza Francuzów. Legenda mówi, że miał pod nim przejecha...

Pokład statku kołysze się leniwie, lekka bryza tylko nieznacznie chłodzi rozgrzane, sierp-niowe powietrze. Chwilo trwaj chciałoby się rzec. Ale godzina mija nieubłaganie i pora się zwijać. Wracamy do Wąsoszy. Przed nami wieczorny grill. Ale zanim rozpali się na dobre i będzie można posmakować przysmaków tradycyjne motocyklistów rozmowy; 19 o ile dobrze naliczyłem motocykli to doskonały powód do sączenia zimnego piwa i omawiania ich zalet i ... zalet. Ogólne zainteresowanie budzi V11 Pawła, który z dumą prezentuje jej możliwości akustyczne. Niektórzy przymierzając się do nowych motocykli "przejeżdżają się" po okolicy pożyczonymi na tę okazję od kolegów wymarzonymi modelami. Dwie, przywiezione z UK prawie bliźniacze Californie pokazują jak za rozsądne pieniądze i du-uuuuużo włożonego serca (1 serce=1 bilet Narodowego Banku Polskiego) można mieć piękny motocykl. Grillowanie nie było specjalnie długie - najwytrwalsi położyli się grzecznie w łóżeczkach trochę po północy.

Niedzielny poranek przychodzi jak zwykle za wcześnie. Chyba specjalnie tak przedłużamy wspólne śniadanie, żeby jak najpóźniej zacząć się żegnać. Ale czas płynie nieubłaganie. Niektórzy mają do domu tylko kilkadziesiąt kilometrów, ale Jola, Janusz z Heniem czy my z Wawy to już sporo dłuższe dystanse. Gorące podziękowania dla Arka i jego małżonki za te 2 dni przeplatają się z "do zobaczenia na kolejnym spotkaniu". Życzenia spokojnej i bezpiecznej drogi i miarowe dudnienie milknące gdzieś w rozgrzanym powietrzu...